Są takie chwile gdy po ponad 20 latach przypominają się słowa Adama Mickiewicza…
„Wpłynąłem na suchego przestwór oceanu,
Wóz nurza się w zieloność i jak łódka brodzi,
Śród fali łąk szumiących…”
Dziwne jest to czasem choć piękne i prawdziwe. Dzięki wspinaniu człowiek ma czas rozejrzeć się wokół i podziwiać to co dała nam natura. A na Słowacji dała bardzo wiele. Niesamowite przestrzenie, ciągnące się po horyzont morza traw, lasów i przede wszystkim cudowne góry. Więc gdy wysiadasz z auta na końcu wioski i uderza cię ten widok zastanawiasz się co jeszcze dobrego czeka na ciebie po drugiej stronie wzgórza. A czeka bardzo wiele.
Potężny wapienny mur wychodzący podkową na widok Słowackiego Raju zapewnia nie tylko przyjemne otoczenie ale równie dobre wspinanie. Drogi długości od kilkunastu do trzydziestu metrów wysokości, bogato urzeźbione, od pionów po niezłe przewieszenia… Nie są to dachy Mamutowej i ciągi przewieszeń z Masriudoms… ale wierzcie mi w niektórych momentach buła tęga, niezbędną jest równie bardzo. Propozycje są przeważnie lite, choć znajdzie się kruszyzna tu i ówdzie, zwłaszcza na tych łatwiejszych. Drogi w zakresie do 8a, ze zdecydowaną przewagą łatwiejszych propozycji… Nazwanie jednak tego co jest, trywialnym, było by dużym błędem. Drogi są ciekawe, wymagające w swoim stopniu i często poważne. Niektóre wymagające psychicznie. Inne bardzo techniczne, promujące nienaganną pracę nóg i balans. Dzięki zróżnicowanej w charakterze skale jest tak naprawdę wszystko… Krawądki, dziurki, ryski, oblaki i górskie zacięcia… Zdecydowanie jest co robić; blisko 140 propozycji sprawia, że masz ochotę tam wracać wielokrotnie, zwłaszcza gdy po naszej stronie tatr stoi wał chmur, Jura jest zimna i mokra a w piaskowcu odrastają intensywnie mchy. Wtedy z radością sobie człowiek przypomina południowe i zachodnie wystawy Tomasovskiego Vychladu i jedzie późną jesienią wygrzać kości. Do słonka. Dla widoków. Dla morza traw, Słoweńskiego Raju i zamykającego horyzont muru Tatr.